niedziela, 5 lipca 2015

Wakacyjna podróż pociągiem w 2013 r. przez Niemcy i Francję, część I - Legoland, Monachium

Trzy głowy
fot. J. Amer 
Przesiadka w Berlinie Hbf.
fot. J. Amer 
Berlin Warszawa Expres PKP/DB
fot. J. Amer


To krótki opis wrażeń na gorąco.
Moja pobudka jest parę minut po czwartej, dopiero na dworcu przychodzi refleksja, że wszystko następuje co najmniej 20 min. za wcześnie. Usprawiedliwiam się tym, ze częściej korzystam z samolotu, a tam potrzeba więcej zapasu. Piję swoją poranną pyszną herbatkę. Robię kanapki na drogę, ale tylko symbolicznie, a potem bez problemów budzę dzieciaki i zaczyna się nasza hardkorowa przygoda. Dzieciaki pałaszują śniadanie, ja nie daję rady nic zjeść, ciekawe dlaczego :] Jeszcze tylko szybkie zmywanko, wszak nie będzie nas w domu 5 tygodni. Czekamy na zamówioną na piątą rano taksówkę, która wreszcie przyjeżdża i zawozi nas na Dworzec Centralny. Poprzedniego dnia tata pocieszał mnie, bym nie martwiła się, że obładowana bagażami wyglądam jak rumunka, bo są wakacje i ludzie rożnie na dworcach i w ogóle w podroży wyglądają. I faktycznie krótkie spojrzenie na czekających na pociągi i stwierdzam, ze nie jest źle, a w zasadzie spakowana jestem dość zgrabnie. Pamiętajcie, ze wieziemy ze sobą namiot i skrzypce :]
Parę minut przed szóstą wjeżdża na peron pociąg do wielkiej przygody. Wszyscy jesteśmy podekscytowani, a Upu Pork, miłośnik transportu publicznego, szczególnie. Wtenczas pociąg do Berlina jawi nam się jako bardzo komfortowy, druga klasa jak pierwsza, a pierwsza pełen luksus, och i ach. Jeszcze nie wiemy, czym nas zaskoczą Niemcy w tej kwestii :] Pociąg mknie dość szybko. Po pięciu godzinach podroży wjeżdżamy do stolicy Niemiec, która z okien pociągu wygląda wielce zachęcająco. Ale niestety tym razem nie mamy czasu nawet na superszybkieekspresowe zwiedzanie miasta. Przesiadkę do następnego pociągu (ICE) relacji Hamburg -- Monachium mamy na Dworcu Głównym (dla niewtajemniczonych pociąg przecina całe Niemcy na pół, od północy na południe), który trasę plus/minus 900 km pokonuje w 9h.  Dla odmiany polskie pociągi w takim czasie pokonują trasę połowę krótszą -- Wawa - Jastarnia. Dworzec Główny w Berlinie to bajka, dla tych oczywiście, którzy lubią wyzwania. Ci, którzy ich nie lubią, niech zostaną w domu, bo podróże nie dla nich heh. No dobra żarcik. To trzeba zobaczyć :) Otóż Berlin Hbf to dworzec kilkupoziomowy, wkomponowany w galerię handlową, przy czym nie jest to coś takiego jak Wawa Wileńska, czy Centralny i Złote Tarasy.Tu by przejść z jednego peronu na drugi należny faktycznie przejść przez pasaże galerii. Dworzec może przerażać swoją wielkością, ale przydaje się bardzo umiejętność rozszyfrowania piktogramów. Kiedy z naręczem przeraźliwie słodkich donatów, które przyczynią się do problemów brzusznych dziecia i mleczną kawą (ble), zajmujemy miejsce w przedziale, rozlegają się nasze zachwyty -- jak tu pięknie, jak przyjaźnie, jak wygodnie itp. Podróż momentami się dłuży.
Wreszcie wysiadamy na dworcu w Günzburgu. Jeszcze tylko szybki zakup kebabów, byśmy mogli się czymś ciepłym posilić i czekamy na autobus, który zawiezie nas do Legolandu.
Wszelki informacje dotyczące dojazdu, cen, noclegów, atrakcji można znaleźć na stronie Legolandu
W końcu późnym popołudniem po dwunastu godzinach podróży docieramy na camping. 


Dworzec w Günzburgu. Czekamy na autobus.
fot. J. Amer
Pyszne śniadanie na łonie natury.
fot. J. Amer
Nasz namiot.
fot. J. Amer
W Legolandzie spędziliśmy dwie noce i dwa dni. Sam camping jest przyjemny, może brakuje mu tylko cienia, ale akurat większość przyjeżdża tu na jedną lub dwie noce. Sanitariaty są czyste. Jest dużo kabin. Rankiem jest możliwość kupienia pieczywa plus czegoś na śniadanie w budce koło recepcji (nie pamiętam do której godziny), jeśli nie chcemy się stołować w drogich restauracjach, których na terenie Legolandu i campingu jest kilka. Trzeba przyznać, że wyprawa do Legolandu to niemały wydatek, ale jeśli ktoś planuje pobyt z noclegiem gdzieś indziej, to może wykorzystać zniżki, dostępne choćby w gazetkach lego.

Pobyt w Legolandzie bardzo podobał się moim dzieciom. Na pewno pojedziemy tam jeszcze raz. Mamy porównanie z Disneylandem i niemiecki park rozrywki wypada zdecydowanie korzystniej, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci w przedziale przedszkolno - wczesnoszkolnym. Tu jest więcej atrakcji przeznaczonych właśnie dla nich. I co ważne, nie ma dzikich tłumów. (Fakt, byliśmy tam tylko raz, w lipcu, w środku tygodnia). W podparyskim Disneylandzie nieważne kiedy poszliśmy, zawsze były tłumy.

Gdzieś w Amazonii.
fot. J. Amer
Koncert.
fot. J. Amer
Z wizytą u Flinstonów.
fot. J. Amer
Nigdy więcej! by mama
fot. J. Amer
Jesteśmy muzykanci, przychodzim z daleka...
fot. J. Amer
Kolejnym etapem podróży było Monachium. Spaliśmy na campingu The Tent w dzielnicy Moosach, z dogodnym połączeniem tramwajowym (15 min.) do centrum. Wg opisu na stronie The Tent to idealne miejsce dla backpackerów. Trzeba tam być, by poczuć tę szczególną atmosferę. Fakt, to, co mnie zaskoczyło, to brak ogrodzenia (polskie myślenie, ech ;-)). Camping jest po prostu .....częścią parku.
Sanitariaty bdb. Ważna informacja, camping nie jest miejscem dla kamperowców, gdyż można tam li i jedynie rozbić namiot, przenocować na podłodze w pawilonie lub na łóżku piętrowym. Nie ma parkingu, samochód można zostawić na ulicy, tuż obok campingu.
Jest "sklepik", gdzie można się posilić i gdzie przesiadują podróżnicy z całego świata, by wymienić doświadczenia. Zdecydowana większość to ludzie młodzi (przynajmniej duchem ;-))
Po przejrzeniu ofert okazało się, że ten camping był najkorzystniejszy cenowo. Na miejscu pan w okienku pobrał kasę tylko za mnie i namiot. Dzieci spały za darmo. Bardzo miłe.

fot. J. Amer
fot. J. Amer
fot. J. Amer
fot. J. Amer 
fot. J. Amer
fot. J. Amer
fot. J. Amer 
fot. J. Amer
Uczciwie przyznaję, że po odwiedzeniu zaledwie kilku muzeów w Niemczech, polskie muzea nie robią na mnie już takiego wrażenia. Tam wszystko jest inne, a trawa bardziej zielona ;-)
Poniżej przedstawiam opis wrażeń pierwszego muzeum, które odwiedziliśmy będąc w Niemczech.
Istotnym punktem pobytu w Monachium była wizyta w Muzeum Transportu, które jest częścią Deutsches Museum. W klimatyzowanych halach (b.ważne, kiedy na zewnątrz gorąco) zaprezentowano obszerną kolekcję pojazdów - hala 1 - transport miejski, hala 2 - podróże, hala 3 - mobilność i technika.
Na zwiedzanie trzeba przeznaczyć min. 2 h. Do kilku pojazdów można wejść, resztę należy podziwiać z zewnątrz. Do dziecięcych atrakcji należy dołączyć także możliwość ganiania się po olbrzymich halach, biegania po korytarzach i schodach. Kiedy tam byliśmy, ludzi była akurat minimalna ilość, więc na szczęście nasze krzyki i bieganina za bardzo nie przeszkadzały. Muzeum to doskonałe miejsce dla małych i dużych fanów komunikacji, ale dziewczynki też nie będą się nudziły. Zdecydowanie każdy znajdzie coś dla siebie.

Tak się złożyło, że będąc w Monachium nie mieliśmy żadnego przewodnika, ani dobrego planu miasta. Dlatego kiedy zobaczyłam plakat zachęcający do zwiedzania miasta zabytkowym tramwajem, od razu się na to zdecydowałam. W każdy weekend (w tym roku do 4 października) o pełnej godzinie od 11 do 14 na przystanku "Sendinger Tor" rozpoczyna się godzinna przejażdżka. Ceny biletów pod linkiem.  

Kolejne muzeum to Deutsches Museum, którego kolekcja jest imponująca. My odwiedziliśmy tylko jeden dział, ten dedykowany dzieciom



3 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog! Już nie mogę się doczekać kolejnych wpisów :) Ja za niedługo też będę chciała się wybrać zwiedzić te miejsca. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kasiu,
      dziękuję za Twój komentarz.
      Miałam trochę zastój na blogu, ale powoli coś rusza.

      Usuń