piątek, 25 marca 2016

Nie oglądaj się do tyłu!

Wpis powstał w ramach projektu Klubu Polek i opisuje straszne lub/i śmieszne historie związane z krajem, w którym mieszkamy.

Mój wpis będzie dotyczył historii strasznych i do tego prawdziwych. To wydarzyło się naprawdę!!!
A motto dzisiejszego wpisu brzmi Człowiek człowiekowi wilkiem. Zapraszam do wstrzymującej  oddech lektury!

Jestem osobą pozytywnie nastawioną do innych. Łatwo nawiązuję kontakty i nie mam problemu, by kogoś zagadać. Ba! Gdy mieszkałam w PL, często zdarzał mi się small talk z nieznajomymi - na targu, w sklepie, w autobusie czy w poczekalni. Zawsze to coś innego, niż rozmowa z dziećmi, którymi otoczona byłam od świtu do nocy.
Trochę się to zmieniło, gdy wylądowałam w DE.  Najpierw należało obczaić teren, uważnie poobserwować, a dopiero potem się odważyć i zagadać. Hm... do tej poro nie udało mi się pierwszej zagaić rozmowy. Powiem więcej, jakoś nie mam tutaj na to ochoty.  Dlaczego? Tu, gdzie mieszkam, ludzie są inni.

W pierwszych dniach pracy zostałam poinstruowana przez nową niemiecką koleżankę, że powinnam uważać, z kim i o czym rozmawiam. Z. mówiła - Uważaj na innych. Ludzie są dla Ciebie mili, uśmiechają się, gdy z Tobą rozmawiają, a gdy znikniesz z pola widzenia, obrobią Ci tyłek. Pomyślałam wtedy, że to zupełnie, jak w PL. Minęło pół roku i co mnie spotyka ze strony Z. - zwykła ludzka bezczelność. Gdy pewnego dnia przyszłam do pracy, już w progu zaatakowała mnie słowami - Czy widziałaś jak dzieci pobrudziły ścianę na korytarzu? Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie, ale wiedziałam, że będzie się działo. Przeczucie mnie nie myliło. Po kilku godzinach dostałam telefon z ratusza i miła pani urzędniczka poinformowała mnie, ze niebawem dostanę rachunek do zapłacenia za pomalowanie brudnej ściany. Nadmieniła również, że impreza, która się u mnie odbywała, była za głośna. Jak zwykle w takich chwilach nie mam odpowiedniego refleksu, ale tym razem chyba dlatego, że zaliczyłam opad szczęki. Fakt, dzieci u nas było z dziesięcioro, ale "głośna impreza" skończyła się o godzinie 19 w dzień powszedni i nie było mowy o zakłócaniu jakiejkolwiek ciszy. Póki co rachunku wciąż nie dostałam, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Po przyjściu do domu wyczyściłam ścianę wilgotna ścierką.  Do tej pory cieć jej jeszcze nie zamalował. Czekam na rozwój wydarzeń.
Jako ciekawostkę dodam, że cieć od owego dnia mnie unika, dość skutecznie. Pewnego razu napatoczył się na mnie, bo mnie nie zauważył i bezczelnie nie odpowiedział na moje "dzień dobry". Inna koleżanka z pracy, sugeruje, bym utrzymywała dobre stosunki z cieciem, bo to ważne, ale ... co ja mam takiego robić? Przecież ja się zachowuje normalnie, a robić czegoś wbrew sobie, tzn. podlizywać się, nie mam zamiaru, bo to kompletnie nie w moim stylu. Jak jest chamem, to chamem zostanie. Ja jestem po prostu miła, jak zawsze, i nic w swoim zachowaniu zmieniać nie będę.

Kolejna historia z dreszczykiem dotyczy stosunków w pracy.
Po trzech miesiącach miałam w pracy rozmowę z szefową i ta poinformowała mnie, że bardzo ważna jest tutaj odpowiednia atmosfera i zgrany zespół. Wtedy wydawało mi się, że faktycznie relacje koleżeńskie są niezłe. Byłam jeszcze zaślepiona i zachłyśnięta nowym i nie widziałam, że dobre stosunki miedzy pracownikami to po prostu fikcja. Kiedy trzeba to owszem wspólnie coś robią, ale jak znajdziemy się już w swoich pokoikach i w małych grupach, to każdy każdemu doopę obrabia, aż niemiło, dokładnie tak, jak mnie ostrzegała Z.
Przechodząc jednak do meritum. Kumpluję się w pracy z A. i B.
A. dużo mi na początku pomogła - w sprawa organizacyjnych, i nie tylko. Jest miła i uśmiechnięta. Często śmiejemy się wspólnie z naszych nieporadności. Chodzimy razem na gimnastykę.

B. dołączyła do naszego zespołu kilka miesięcy temu. Zanim do nas dołączyła i osobiście ją poznałam, już miała doopę obrobioną. Straszono nas nią i mówiono, byśmy na nią uważali, bo B. ma wielką moc. Gdziekolwiek się nie obejrzysz, tam będzie B. Uważaj, co robisz i co mówisz, bo B. jest wszędzie. Taka niemała paranoja. Okazało się, że z B. złapałam (wraz z koleżanką z pokoiku, żeby nie było, że tylko ja) bardzo dobry kontakt. B. różni się od innych, z którymi pracuję, bo po pierwsze nie ględzi godzinami, tak jak jest to w DE w zwyczaju, tylko po prostu robi. Przywróciła mi wiarę w ludzi, bo jej podejście do małego człowieka jest normalne, a nie tresura. Dobrze nam się pracuje, rozumiemy się bez słów, i rozmawia o życiu (z A. nie rozmawiamy o życiu, bo nie ma tej nici porozumienia).
I teraz najlepsze! A. często ostrzega mnie przed B. a B. często ostrzega mnie przed A. I tak się to kręci.

O horrorze w szkole pisać już nie będę, bo już  o tym wspominałam i nie ma sensu powtarzać.

A na koniec mały smaczek. Powtórzę, o czym już pisałam na początku. Tu ludzie są inni. Tu - tzn. na naszej wiosze. Dzielą się na bogatych i tych pozostałych. I to niestety fakt, przed którym się nie ucieknie. Bogaci widzą tylko bogatych. Innych ludzi wokół nie widzą. Wchodzi mama z dzieckiem do przedszkola, pozdrawia inne mamy, które są akurat w szatni, a te inne mamy co robią? Ostentacyjnie odwracają głowy, bo ta mama nie jest jedną z nich. Szok! I to wszystko w cywilizowanej Europie.

Mam nadzieję, że po przeczytaniu o bawarskich strachach będziecie mogli zasnąć.




7 komentarzy:

  1. A w jakiej części Bawiarii Pani jest? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Anonimowy,
      mieszkam w Górnej Bawarii,
      pozdro ;-)

      Usuń
    2. A można jakieś namiary na Panią? Jeśli ma Pani oczywiście ochotę nawiązać kontakt, niedawno się przeprowadziliśmy i nikogo nie znamy a może mieszkamy niedaleko :) pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Witaj Agnieszko,
      śmiało możesz skorzystać z formularza kontaktowego.

      Usuń
  2. o rajuśku, nie spodziewałam się tego po Niemcach. Wychodzi, że za mało ich znam, bo tych, co znam, to sami fajni jacyś, nie za bogaci, nie za rozmowni, normalni. Ciekawie spisałaś swoje historie :) Najlepszego na Święta i pozdrawiam z Vancouver [mam tu jedną niemiecką koleżankę, bardzo fajną :)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu dzięki ;-)
      Polecam Ci jeszcze jedną historię z dreszczykiem, jeśli jeszcze nie czytałaś. http://pobawarsku.blogspot.de/2015/12/prawdziwy-film-tak-jak-prawdziwe-jest.html
      Ja wierzę w ludzi i im ufam, mimo wszelkich trudności i kłód rzucanych pod nogi. To część mojej optymistycznej natury, może trochę wbrew zdrowemu rozsądkowi.
      Wierzę, że są normalni Niemcy gdzieś, może wcale nie tak daleko. A o przyjaźniach napiszę też, jak przyjdzie moja klubowa pora.
      całusy! I wzajemnie świątecznie! pozdro ;-)

      Usuń